Zapraszam na nowy rozdział i...
Niech los zawsze wam sprzyja :3
_____________________________________________________________________
- Lee weź się w garść. Wszystko powiesz im w poniedziałek, jasne? Może wezmą Cię za wariatkę i nie będą już chciały Cię znać, ale będziesz miała czyste sumienie. – syknęła smutno sama do siebie i przepchała się przez tłum jakiś wieczornych turystów z aparatami, które miały wielkie lampy błyskowe, po czym udała się w stronę przystanku tramwajowego.
Podeszła do biletomatu i kupiła tyle biletów, na ile było ją stać. Musiała jakoś odreagować, więc stwierdziła, że poszwęda się jeszcze trochę o mieście. Sama. Wysłała mamie e-semesa, żeby się o nią nie martwiła i, że za niedługo wróci do domu. Po chwili dostała zwrotną wiadomość od mamy „ Dobrze, ale jak będziesz chora, i tak pójdziesz do szkoły”. Nieśmiało się uśmiechnęła czytając tą wiadomość po czym poprawiał szalik, tak by ten zakrywał większą część policzków i prawie cały nos. Zimny podmuch wiatru przygnał na peron prawie pusty, hipnotyzujący czerwony tramwaj, który jechał w stronę Trzydziestej Trzeciej, czyli dokładnie tam gdzie mogła się sama poszwędać i mieć pewność, że nie będzie tam nikogo kto będzie jej znany, więc niewiele myśląc wbiegła po kilku stopniach do starego tramwaju. W środku wagonu pachniało stęchlizną i spoconymi ciałami. Dziewczyna jeszcze bardziej naciągnęła szalik na nos i podeszła skasować bilet. Starsza pani, która siedziała całkiem z tyłu, cały czas ja obserwowała z pod swoich krzaczastych mlecznobiałych brwi, a pijany facet siedzący z przodu, pochrapywał głośno. April wbiła się w siedzenie plastikowego krzesełka( co nie było zbyt przyjemne), kiedy tramwajem mocno szarpnęło i maszyna ruszyła. Kiedy kołatanie ciut ustało, Ap zsunęła się z krzesła otoczyła ramionami i zaczęła rysować smutne miniki na zaparowanej szybie. Nie miała ochoty myśleć, o tym co się stało w kawiarni, ani o tym co się stało z nią. Szczerze mówiąc nie miała ochoty na nic. Chciałaby tylko jutro rano obudzić się w swoim, własnym łóżku, ale w innym mieście, stanie, albo najlepiej kraju. I bez swoich dotychczasowych problemów. Odetchnęła z ulgą, kiedy w torbie znalazła paczkę chusteczek, którymi wysmarkała nos i wytarła łzy, po czym zamknęła oczy, ponieważ kiedy miała je zamknięta jakoś łatwiej jej było zebrać myśli.
Z namysłu wyrwały ja dziwne odgłosy dochodzące z pod kół tramwaju. Coś zastukało, zaświstało i zaszeleściło, aż tramwaj stanął. Za oknem było już zupełnie ciemno a dookoła wagonu kłębiły się obłoki pary. Maszynista pośpiesznie wyszedł zza swej kotarki mrucząc coś pod nosem i wyciągając ze schowka na bagaże skrzynkę z narzędziami. Po czym wyskoczył z tramwaju. Dziewczyna przetarła oczy i rozejrzała się dookoła, pijany mężczyzna nadal smacznie spał na przednim siedzeniu a starsza pani… czy ona ma ogon? April pośpiesznie odwróciła wzrok i usiadła wyprostowana. Ostry ból przeszył jej kręgosłup, tak, że wygięła się w łuk.
- Nie, proszę, nie teraz… nie jeszcze raz… - wydyszała do siebie łapiąc się za włosy i wciskając głowę między kolana, kiedy kolejna fala bólu oraz ziemnych dreszczy przeszła po jej ciele. Przez chwilę zapomniała jak się oddycha kiedy usłyszała za sobą przeciągły syk, a potem.. ból momentalnie zniknął. April odrzuciła włosy do góry i z pod siedzenia zerknęła do tyłu, szukając źródła syku.
Spod spódnicy staruszki wystawał gruby, soczyście zielony i obślizgły ogon, w który były powbijane najróżniejsze rzeczy. Od zębów, przez noże kuchenne aż do małych kamyczków. Dziewczyna rzuciła szybki spojrzenie na twarz starszej pani, która nagle się rozciągnęła i pozieleniała. Kobieta zamrugała kilka razy a ciemne źrenice wypełniły całą powierzchnie oka, po czym mlasnęła kilka razy szczęką i nagle oczą dziewczyny ukazały się długie zakrzywione kły. April odwróciła wzrok udając, że wiąże buta po czym normalnie usiadła jakby nic przed chwila nie widziała.
- Nie patrz tam. Nie patrz tam. To zaraz minie. To tylko zwidy. –szepnęła i zagryzła mocnej wargi. Spojrzała w bok by czymś się zająć. Przed oczami miała swoje odbicie. Na policzkach pojawiały się wielkie nakrapiana rumieńce, które jeszcze bardziej podkreśliły duże piegi przypominające pieprzyki w dość charakterystycznych miejscach. Napuszone, gęste i ciut lokowane włosy, które ledwo sięgały do ramion posklejały się w strąki i wyglądy, na dość przylizane, a duże wory, które były ciemne, tak jak same oczy kontrastowały z jasnymi częściami skóry, które nie oblały się rumieńcem. Widziała twarz już tysiące razy, więc teraz nie zainteresowała ją za bardzo, szczególnie, że kątem oka dostrzegła jak starsza pani zaczyna sama gryźć swój własny ogon, ale kiedy dziewczyna odwróciła się o jeden milimetr w tył staruszka puściła go i podniosła zakrwawioną twarz, a czarne ślepia utkwiły wzrok w gardle dziewczyny. Kobieta zsunęła się z krzesła i ciężko opadła na podłogę, turlając się kilka cali w lewo, po czym podparła się na łokciach, spięła barki i przygotowała się do skoku. Kiedy staruszka odbiła się od podłogi, uśmiechnęła się diabolicznie ukazując białe kły i wyciągnęła do przodu ręce z zakrzywionymi pazurami. Dopiero w ostatniej chwili dziewczyna zrozumiała co się dzieje, a wraz z tym olśnieniem dotarła do niej także nowa dawka adrenaliny. Złapała swoją torbę za pasek i wstając, z całej siły uderzyła nią kobietę w szczękę, po czym wymierzyła kopniaka w brzuch. Postarała się to zrobić jak najlepiej, korzystając z rad, które zapamiętała z wakacyjnego kursu take-wondo. Potwora upadała na drugi rząd krzeseł, po przeciwnej stronie nieco oszołomiona. W tym samym momencie dziewczyna poczuła ból, porównywalny do uczucia jakby ktoś wbił jej kilkadziesiąt szpilek w udo, było to najprawdopodobniej tym, ze źle kopnęła, ponieważ powiedzmy sobie szczerze, nie umiała zawodowo kopać. Starsza pani pokręciła głową z dezaprobatą i oblizała się długim językiem po brodzie, po czym, ku zdziwieniu dziewczyny wypluła na podłogę ząb. Potwora syknęła coś co brzmiało jak : „Muszla, majonez, kijanki”, i ponownie rzuciła się na dziewczynę, która nie była w stanie tym razem odeprzeć ataku. Starsza pani sprytnie objęła ją jedną łapą w pasie, a drugą podciągnęła za fragment koszulki i przywaliła do szyby. Kiedy twarz staruszki niebezpiecznie zbliżyła się do twarzy dziewczyny, kostki piąstki, którymi potwora przytrzymywała ją w górze zaczęły nie mile ją uciskać i przeszkadzać w oddychaniu. April kątem oka zauważyła jak potwór bierze z tyłu za plecami zamach celując prosto w…. jej krtań. Zaczęła krzyczeć i wierzgać nogami, ale to nic nie dawało, uścisk potwora był za silny, a za każdym razem kiedy dziewczynie udało się kopnąć kobietę gdziekolwiek, ta wydawała z siebie zduszony jęk, który chyba miał pełnić rolę pogardliwego śmiechu.
- Nie umrę z ręki jakieś pokręconej starszej pani!- krzyknęła i opluła twarz potwora po czym z całej siły uderzyła go czołem w głowę. I nagle , każdy ucisk zelżał a April ledwo trzymając się na nogach osunęła się na krzesło i przymknęła oczy. Wszystko dookoła niej się kręciło i czuła się tak, jakby ktoś wyssał z niej całe życie. Pomimo to, że była zbyt męczona żeby myśleć przez jej głowę przelatywało tysiąc myśli, chociaż jedna ukazywała się za często: Co się właśnie stało?
Dziewczyna podniosła z trudem jedną powiekę, by zobaczyć, czy potwora nie leży obok nie przytomna i ma czas na ucieczkę, ale w tramwaju był tylko pijany mężczyzna, który nadal spokojnie pochrapywał z przodu przedziału. Przetarła oczy, by sprawdzić czy wzrok jej nie zwodzi, ale jednak nie. Wokół nie było zdanej starszej osoby. April podniosła się i naciągnęła kurtkę i aż włosy stanęły jej dęba kiedy usłyszała przytłumiony dźwięk setek, a może nawet i tysiące małych… dzwoneczków?
Podciągnęła torbę do góry, gna wypadek gdyby za chwilę w akcie ratunku miałaby się nią zasłonić i ściągnęła brwi by wyglądać na groźniejszą. Choć teraz pewnie wyglądała bardziej jakby uciekła z wędrownego cyrku dla fretek albinosów. Rozejrzała się jeszcze raz po tramwaju i spojrzała za okno. Z jednej strony maszynista sprawdzał coś w obwodach elektrycznych a z drugiej jakaś młoda dziewczyna szła z psem słuchając muzyki przez słuchawki. Kawałek dalej jaką kobieta w wieku jej mamy zamykała sklep z włoska odzieżą z importu. Nikt jej nie obserwował, nikt na nią nie patrzył, nikt nie zwrócił uwagi na to, co się przed chwilą stało. April stała oniemiała przestępując z nogi na nogę i rzucając kilka niecenzuralnych słów pod nosem na temat babci-potwora, poczekała jeszcze chwilkę, aż świat w ogóle przestanie się ruszać i nabierze właściwych barw, po czym zrobiła krok do przodu.
Dzwoneczki.
- O cholera jasna…. - zaklęła kiedy spojrzała w dół. Dookoła jej stóp było pełno złotego proszku, który przy każdym poruszeniu się, choćby najmniejszej drobinki należącej do całej złotobarwnej zgrai wydawał dźwięk świątecznych dzwoneczków. Apy westchnęła po czym cofnęła się kilka kroków i przeskoczyła nad górą złotego piasku, ale i tak przy lądowaniu zahaczyła czubkiem buta o jedną z piaskowych górek i chór dzwonków wypełnił tramwaj. Grymas niezadowolenia pojawił się na jej twarzy a usta wygięły się w półksiężyc, kiedy mężczyzna z przodu obrócił się na drugi bok, po czym gwałtownie otworzył oczy iż mierzył ją wzrokiem. Dziewczynie na chwilę przestało bić serce a ona sama zapomniała jak się oddycha. Kiedy mężczyzna uśmiechnął się, i wymamrotał coś, na temat, że jest podobna do jego córeczki, czknął i znowu zasnął, April odetchnęła z ulgą, po czym kucnęła i koniuszkiem palca musnęła złote drobinki. Do jej uszu dotarł melodyjny, harmonijny ale wyjątkowo cichy dźwięk. Ale tym razem nie były to dzwoneczki tylko lira. Apy uniosła brwi w akcie desperacji , bo poczuła się jeszcze bardziej głupio. Do tej pory wszystko dało się jakoś wyjaśnić, przemęczenie, zwidy, problemy z oczami…. A teraz? Starsze panie napadają ja w tramwaju, zamieniając się w jakieś wielkie wężowe monstrum, po czym po stuknięciu w głowę nagle znikają a na ich miejscu pojawia się grający piasek.
- Zwariowałam…- mruknęła do siebie i sięgnęła do torby, po czym wyciągnęła z niej pustą butelkę po piciu, którą miała w szkole i zgarnęła do niej trochę złotego proszku, który tym razem wydał czysty dźwięk basowej gitary. Wstała otrzepała się i wyskoczyła z tramwaju, rumieniąc się na wietrze. Mruknęła szybki słowo pożegnania konduktorowi i poszła w stronę najbliższego przystanku, który znajdowała się na następnej przecznicy. Nagle przeszła jej chęć na zadumę i bycie samą, więc unikała pustych i ciemnych uliczek a na przystanek dotarła wraz z jakąś większą grupą osób, które trenowały jogging. Kamień spadł jej z serca, kiedy weszła do autobusu, skóry jechał pod jej dom i był wypełniony ludźmi aż po brzegi. Dziewczynie całe szczęście udało się jednak znaleźć wolne miejsce w rogu, bo znów zrobiło jej się słabo i co rus oblewała ja fala potu. Westchnęła. Chciałaby wyciągnąć butelkę i przyjrzeć się złotemu piaskowi, ale bała się zrobić to przy wszystkich, dlatego podciągnęła nogi pod brodę, nie zważając na to, że ubrudzi butami siedzenie i wpatrywała się w ludzi, którzy w pośpiechu przechodzili przez ulice i wbiegali do różnych sklepów by zrobić wieczorne zakupy. Po kilku przystankach, kiedy oglądanie ludzi za szybą ją znudziło wyciągnęła z torby duży, oprawiony w bordowy materiał zeszyt A4 i zaczęła coś kreślić na dużej czyste stronie papieru kredowego. Kiedy nie umiała się skupić, albo musiała dać upust uczuciom robiła dwie rzeczy. Albo rysowała, albo pisała opowiadanie na bloga. I jedno i drugie szło jej całkiem nieźle, wręcz naprawdę dobrze, ale była dość samokrytyczna by docenić w pełni swoją pracę. Kiedy zabrała się za wymazywanie twarzy niedoszłej postaci, ktoś położył jej ciepłą rękę na ramieniu, a ona odruchowo podskoczyła przerażona. Gumka i ołówek potoczyły się gdzieś za siedzenie obok a szkicownik upadł na brudną podłogę. April ściągnęła brwi i szykując w głowie najgorsze obelgi pod adresem osoby, która była winna zgubieniu jej ulubionego ołówka i ubłoceniu stron z jej najlepszymi pracami, odwróciła się wściekle fukając . Zaniemówiła kiedy zobaczyła kto wciąż trzyma rękę na jej ramieniu i wciąż nieprzerwanie biega wzrokiem po jej twarzy.