Tumtumtumtutmutmtum, przynoszę wam szóstą część mojego opowiadania :3
Powiem wam szczerze, że bardzo czekałam na ten fragment (pewnie dlatego, że ON się pojawia -ale ciii to sekret ;)) i powiem nieskromnie, że ta notka chyba jest naprawdę dobra, ale ocenę, już zostawiam wam:)
Pragnę wam jeszcze podziękować bo dobiliśmy lekko ponad dwudziestu obserwatorów, po pierwszych pięciu notkach! Dziękuję i specjalnie dla was, wirtualny przytulas :3
Powiem wam szczerze, że bardzo czekałam na ten fragment (pewnie dlatego, że ON się pojawia -ale ciii to sekret ;)) i powiem nieskromnie, że ta notka chyba jest naprawdę dobra, ale ocenę, już zostawiam wam:)
Pragnę wam jeszcze podziękować bo dobiliśmy lekko ponad dwudziestu obserwatorów, po pierwszych pięciu notkach! Dziękuję i specjalnie dla was, wirtualny przytulas :3
Zapraszam do czytania (:
_______________________________________________________________________
Chłopak z burzą
czarnych włosów postawionych na żel uśmiechnął się do niej odsłaniając
białe zęby.
Stworzonko, które przypominało kunę także uniosło wargi i pokazało małe ostre ząbki, warcząc przy tym zabawnie.
„Szczerze mówiąc, to zwierze wygląda jakby chciało się uśmiechnąć” – pomyślała „ albo wylizać resztki jedzenia z zębów”. Obrzydziło ja trochę, ze myśli o takich rzeczach i natychmiast skarciła się w duchu. Nie powinna teraz myśleć o tym co robi a czego nie robi ten dziwny wybryk natury.
- Ej. Nie nazywaj „wybrykiem natury” mojej małej Maddie. – powiedział męskim, ale cholernie przyjemnym dla ucha głosem chłopak i podrapała za uchem stworzonko, a ono w odpowiedzi mruknęło, zamykając czarne ślepia.- Aha, i tak. Ona rzeczywiście się do ciebie uśmiecha. Nie radziłbym Ci myśleć o niej w ten sposób, bo ja dość obrażasz, szczególnie kiedy stara się być dla Ciebie miła.– skończył rzeczowym tonem celując w nią palcem. April nie potrafiła ukryć zdziwienia, oczy otworzyła szerzej i chyba lekko otworzyła usta. Starała się powiedzieć coś mądrego, lub przynajmniej adekwatnego do sytuacji, w której się znalazła, ale z jej ust wydobyło się tylko głośnie parsknięcie śmiechu.
- Że co?- powiedziała – Czy ty, nazwałeś to … to coś Maddie? - powiedziała i znów parsknęła z pogardą.
- Skarbie, posłuchaj …- zaczął chłopak trochę urażony, odgarniając grzywkę do góry.
- Żadne „skarbie” - fuknęła i popatrzyła się wymownie na jego bladą rękę, która nadal trzymał na jej ramieniu. Chłopak speszony od razu ją cofną. – Zostaw mnie.- warknęła i odwróciła się w stronę kierunku jazdy. Nie miała zamiaru rozmawiać z chłopakiem, którego nawet nie zna. Chłopak położył się na oparciu jej siedzenia, tak, jak zwykle ona kładła się na ławce, podczas pierwszej lekcji poniedziałek.
- Podejście drugie – mruknął wyraźnie rozbawiony. – wiem jak ci pomóc.- powiedział niby od niechcenia ściągając Maddie z czubka jego głowy. April starała się ukryć swoją ciekawość, ale pomimo to odwróciła się w stronę chłopaka i nadstawiał uszu. Ten zaśmiał się cicho.
- Jestem Miles. No, wiesz jakby dziecko nie wiedziało gdzie ma wstawić literę „s” w nie pełnym wyrazie „ mile”. A to jest Maddie. Maddie, to jest April Lee. – zwrócił się do kunowatego stworzonka. Mina dziewczyny stężała. Nie miała ochoty się bawić w żadne gierki, a tym bardziej udawać, że ma ochotę rozmawiać z tym chłopakiem z takim miejscu i na taki temat. Ściągnęła i uniosła brwi.
- Jak możesz mi pomóc?- zapytała oschle, drżącym głosem. Twarz chłopaka spoważniała, a on sam potarł rękawem czarnej skórzanej kurtki czoło.
- Musisz teraz ze mną wyjść. Wyjechać razem ze mną z miasta.- powiedział poważnie a uśmiech seksownego psychopaty znikł z jego twarzy. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i zaniosła się pogardliwym śmiechem myśląc, ze to dowcip. Kiedy jednak Miles nie zareagował podobnie, dziewczyna przestała i wyglądała na bardziej złą niż zmieszaną.
- To żart tak? Cholera, jak myślisz, że to było…- nie dokończyła.
-Nic nie myślę April. Chcę Ci pomóc. Cholera… Ja muszę Ci pomóc, rozumiesz? I albo pójdziesz teraz ze mną i zabiorę cię w miejsce gdzie będziesz bezpieczna, albo stanie się cos strasznego.-
-Czyli co? Pójdę do lekarza zamkną mnie w wariatkowie na kilka lat ale potem nie będę miała już żadnych problemów ze wzrokiem? Nie będę miała zwid? Lepsze to, niż wyjechać z obcym chłopakiem za granice stanu- zakończyła przeciągając.
„Co to ma być? On robi ze mnie idiotkę?” – dodała w duchu.
Miles uderzył ręką w oparcie jej fotela
- Nie robię z ciebie idiotki. Ale nie mogę Ci nic więcej powiedzieć, rozumiesz? Chyba, że ze mną pójdziesz….- April wstała momentalnie i zarzuciła włosy do tyłu. Wrzuciła szybko szkicownik do torby i podeszła do drzwi, mieszkała jedne przystanek dalej, ale nie miała siły, słuchać głupstw, od chłopaka bez tożsamości. Miles także wstał i złapał ją za przegub a Maddie syknęła przeciągle.
- W takim razie, uważaj. Przygotuj się na jutro. Weź torbę i spakuj tam wszystkie potrzebne rzeczy. Telefon też. Tylko przełóż kartę sim do jakiegoś starego rupiecie a im oddaj swój prawdziwy, rozumiesz? - wpatrywał się w nią tak intensywnie, że musiała kiwnąć, chociaż tak naprawdę nie rozumiała o co chodzi. – O rodziców i brata się nie martw im nie powinni nic zrobić.- dodał pod nosem i odwrócił wzrok a ona od razu wypadła w transu.
- Co? Jak to nie powinni im nic zrobić? Jacy oni? O czym ty mówisz?- prawie krzyknęła, ze złości, ze nic nie rozumie a chłopak cały czas mówi zagadkami. Kiedy tramwaj zahamował a drzwi momentalnie się otworzyły, Miles znów na nią patrzył swoimi przenikłymi zielonymi oczami, jedno było chyba trochę bardziej niebieskie…
- Idź. Szybko. Nie mogą zobaczyć, że zemną rozmawiałaś. Za wszelką cenę, im nic nie mów na swój temat. Postaram się Ciebie odnaleźć. – To mówiąc wypchnął ją z tramwaju, na chwilę przed tym jak drzwi się zamknęły a maszyna potoczyła się mozolnie do przodu. Dziewczyna stała sama na pustym przystanku a wiatr rozwiewał jej włosy. Stała tam tak jeszcze chwilę w zupełnym otępieniu.
- CO? CO?! - zaczęła krzyczeć i z całej siły tupać w chodnik- O co w tym do cholery chodzi? Dlaczego miałam gdzieś z nim jechać? Kto mnie zabierze? – poczuła jak łzy powoli napływają jej do oczu – Czemu mam się nie martwić o rodziców i Adama? – krzyknęła tak głośno, że zabolała ja gardło. Kopnęła z całej siły w ławkę, która stała niedaleko, a ta cicho zabrzęczała. Nic nie rozumiała. W głowie kłębiło jej się tysiące pytań, a niestety na żadne nie znała odpowiedzi.
Stworzonko, które przypominało kunę także uniosło wargi i pokazało małe ostre ząbki, warcząc przy tym zabawnie.
„Szczerze mówiąc, to zwierze wygląda jakby chciało się uśmiechnąć” – pomyślała „ albo wylizać resztki jedzenia z zębów”. Obrzydziło ja trochę, ze myśli o takich rzeczach i natychmiast skarciła się w duchu. Nie powinna teraz myśleć o tym co robi a czego nie robi ten dziwny wybryk natury.
- Ej. Nie nazywaj „wybrykiem natury” mojej małej Maddie. – powiedział męskim, ale cholernie przyjemnym dla ucha głosem chłopak i podrapała za uchem stworzonko, a ono w odpowiedzi mruknęło, zamykając czarne ślepia.- Aha, i tak. Ona rzeczywiście się do ciebie uśmiecha. Nie radziłbym Ci myśleć o niej w ten sposób, bo ja dość obrażasz, szczególnie kiedy stara się być dla Ciebie miła.– skończył rzeczowym tonem celując w nią palcem. April nie potrafiła ukryć zdziwienia, oczy otworzyła szerzej i chyba lekko otworzyła usta. Starała się powiedzieć coś mądrego, lub przynajmniej adekwatnego do sytuacji, w której się znalazła, ale z jej ust wydobyło się tylko głośnie parsknięcie śmiechu.
- Że co?- powiedziała – Czy ty, nazwałeś to … to coś Maddie? - powiedziała i znów parsknęła z pogardą.
- Skarbie, posłuchaj …- zaczął chłopak trochę urażony, odgarniając grzywkę do góry.
- Żadne „skarbie” - fuknęła i popatrzyła się wymownie na jego bladą rękę, która nadal trzymał na jej ramieniu. Chłopak speszony od razu ją cofną. – Zostaw mnie.- warknęła i odwróciła się w stronę kierunku jazdy. Nie miała zamiaru rozmawiać z chłopakiem, którego nawet nie zna. Chłopak położył się na oparciu jej siedzenia, tak, jak zwykle ona kładła się na ławce, podczas pierwszej lekcji poniedziałek.
- Podejście drugie – mruknął wyraźnie rozbawiony. – wiem jak ci pomóc.- powiedział niby od niechcenia ściągając Maddie z czubka jego głowy. April starała się ukryć swoją ciekawość, ale pomimo to odwróciła się w stronę chłopaka i nadstawiał uszu. Ten zaśmiał się cicho.
- Jestem Miles. No, wiesz jakby dziecko nie wiedziało gdzie ma wstawić literę „s” w nie pełnym wyrazie „ mile”. A to jest Maddie. Maddie, to jest April Lee. – zwrócił się do kunowatego stworzonka. Mina dziewczyny stężała. Nie miała ochoty się bawić w żadne gierki, a tym bardziej udawać, że ma ochotę rozmawiać z tym chłopakiem z takim miejscu i na taki temat. Ściągnęła i uniosła brwi.
- Jak możesz mi pomóc?- zapytała oschle, drżącym głosem. Twarz chłopaka spoważniała, a on sam potarł rękawem czarnej skórzanej kurtki czoło.
- Musisz teraz ze mną wyjść. Wyjechać razem ze mną z miasta.- powiedział poważnie a uśmiech seksownego psychopaty znikł z jego twarzy. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i zaniosła się pogardliwym śmiechem myśląc, ze to dowcip. Kiedy jednak Miles nie zareagował podobnie, dziewczyna przestała i wyglądała na bardziej złą niż zmieszaną.
- To żart tak? Cholera, jak myślisz, że to było…- nie dokończyła.
-Nic nie myślę April. Chcę Ci pomóc. Cholera… Ja muszę Ci pomóc, rozumiesz? I albo pójdziesz teraz ze mną i zabiorę cię w miejsce gdzie będziesz bezpieczna, albo stanie się cos strasznego.-
-Czyli co? Pójdę do lekarza zamkną mnie w wariatkowie na kilka lat ale potem nie będę miała już żadnych problemów ze wzrokiem? Nie będę miała zwid? Lepsze to, niż wyjechać z obcym chłopakiem za granice stanu- zakończyła przeciągając.
„Co to ma być? On robi ze mnie idiotkę?” – dodała w duchu.
Miles uderzył ręką w oparcie jej fotela
- Nie robię z ciebie idiotki. Ale nie mogę Ci nic więcej powiedzieć, rozumiesz? Chyba, że ze mną pójdziesz….- April wstała momentalnie i zarzuciła włosy do tyłu. Wrzuciła szybko szkicownik do torby i podeszła do drzwi, mieszkała jedne przystanek dalej, ale nie miała siły, słuchać głupstw, od chłopaka bez tożsamości. Miles także wstał i złapał ją za przegub a Maddie syknęła przeciągle.
- W takim razie, uważaj. Przygotuj się na jutro. Weź torbę i spakuj tam wszystkie potrzebne rzeczy. Telefon też. Tylko przełóż kartę sim do jakiegoś starego rupiecie a im oddaj swój prawdziwy, rozumiesz? - wpatrywał się w nią tak intensywnie, że musiała kiwnąć, chociaż tak naprawdę nie rozumiała o co chodzi. – O rodziców i brata się nie martw im nie powinni nic zrobić.- dodał pod nosem i odwrócił wzrok a ona od razu wypadła w transu.
- Co? Jak to nie powinni im nic zrobić? Jacy oni? O czym ty mówisz?- prawie krzyknęła, ze złości, ze nic nie rozumie a chłopak cały czas mówi zagadkami. Kiedy tramwaj zahamował a drzwi momentalnie się otworzyły, Miles znów na nią patrzył swoimi przenikłymi zielonymi oczami, jedno było chyba trochę bardziej niebieskie…
- Idź. Szybko. Nie mogą zobaczyć, że zemną rozmawiałaś. Za wszelką cenę, im nic nie mów na swój temat. Postaram się Ciebie odnaleźć. – To mówiąc wypchnął ją z tramwaju, na chwilę przed tym jak drzwi się zamknęły a maszyna potoczyła się mozolnie do przodu. Dziewczyna stała sama na pustym przystanku a wiatr rozwiewał jej włosy. Stała tam tak jeszcze chwilę w zupełnym otępieniu.
- CO? CO?! - zaczęła krzyczeć i z całej siły tupać w chodnik- O co w tym do cholery chodzi? Dlaczego miałam gdzieś z nim jechać? Kto mnie zabierze? – poczuła jak łzy powoli napływają jej do oczu – Czemu mam się nie martwić o rodziców i Adama? – krzyknęła tak głośno, że zabolała ja gardło. Kopnęła z całej siły w ławkę, która stała niedaleko, a ta cicho zabrzęczała. Nic nie rozumiała. W głowie kłębiło jej się tysiące pytań, a niestety na żadne nie znała odpowiedzi.
W pokoju, który był cały wytapetowany w
róże, kłębiły się chmury z kadzidełka. Panowała w nim zupełna cisza, a cztery
postacie siedziały nieruchomo w kole, pogrążone
w jakimś dziwnym transie, dopóki ktoś gwałtowanie nie zapukał w drzwi. Stary,
choć melodyjny głos potoczył się echem po ścianach, zezwalając na wejście.
Miles wpadł do pomieszczenia trzaskając drzwiami. Zmierzwił włosy ręką, chodząc tam i z powrotem.
- Kochanieńki otwór proszę okno, bo tu strasznie gorąco i duszno – powiedział inny o wiele starszy głos, kiedy jego właścicielka zaczęła się podnosić. Chłopak skinąwszy posłusznie głową podszedł, otworzył okno i ręką zaczął wygarniać opary ze środka pokoju.
Ktoś zdmuchnął świeczki.
Ktoś mlasnął.
A ktoś się zaśmiał.
Po chwili, pomieszczenie zalało ciepłe światło, dochodzące od starej lampy, która stała w rogu. Twarze tajemniczych postaci były teraz dobrze widoczne. Sześcioletnia dziewczynka przytulała do siebie mocno, pluszowego króliczka. Chłopak w wieku około dwunastu lat przeciągnął się wyciągając ręce do góry. Młoda kobieta z kocimi rysami, rzuciła Milesowi zawistne spojrzenie poprawiając włosy. Ten jednak zupełnie ją zignorował. Starsza pani, która zapalała światło usiadła na bujanym fotelu, który stał koło okna i zaczęła uważnie wpatrywać się w jakiś nieznany punkt, po drugiej stronie ulicy. . Mała sześciolatka, wstała i wymachując pluszakiem, chwiejnym krokiem podeszła do fotela i wspięła się na kolana staruszki. Miles potarł czoło i oparł się o ścianę.
- Nie chciała prawda? – szepnęła staruszka, a chłopak w odpowiedzi kiwnął głową. – Powiedziałeś jej to, co ci kazałam?- spytała ponownie i znów w odpowiedzi dostała tylko kiwnięcie. Kocia dziewczyna prychnęła a młodszy chłopak wyprostował się i nadstawił uszu.
-Jak to nie chciała? Żarty sobie stroisz? Mówiłam, trzeba było wysłać mnie…- fuknęła, ale od razu zamilkła kiedy staruszka podniosła palec.
-Tamaro. Nie będę tego przerabiała po raz kolejny. To nie ty, miałaś zostać wysłana. W wizji, było wyraźnie pokazane, kto ma być jej strażnikiem. – zakończyła ostrym tonem.
- A czy w Wielkiej Wizji nie wyraźnie pokazane – powiedziała przedrzeźniając starsza panią- że każde jego potknięcie - w tym momencie kiwnęła głową w stronę Milesa – działa na naszą niekorzyść? Czyli teraz na dobra sprawę wszystko przegraliśmy… - skończyła z wyrzutem. Młodszy chłopak popatrzył na nią z jakimś dziwnym wyrazem twarzy, a dookoła niego przez chwilę zamigotała różnokolorowa mgła. Miles zacisnął pięści i już miał cos powiedzieć, ale przez okno wleciał wielki srebrno złoty ptak i usiadł na oparciu bujanego fotela. Zapadła niezręczna cisza, która była przepełniona, zachwytem, niepokojem i szczęściem.
-Jesteś Midelton- zaśmiała staruszka gładząc delikatnie głowę ptaka – Brakowało mi Cie, stary pryku! Zaczynałam się niepokoić! – i znów się zaśmiała a ptak uszczypnął ją przyjacielsko w ucho- Wrócił, więc Tamara, nie masz się o co martwić. Jestem opiekunem wizji, a Midelton wrócił. To nie może zwiastować nic złego, czyż nie? – zapytała ciut bardziej napiętym głosem w stronę dziewczyny o kocich rysach, nazywanej Tamarą, po czym zwróciła się w stronę Milesa- Kochanieńki. Czeka Cię nie lada wyzwanie, ale wierzę, że mu podołasz. Podejdź tu, no proszę, chodź, chodź – przygarnęła chłopaka do siebie, a ten kucnął przy bujanym fotelu. - Widzisz księżyc? Właśnie wyjrzał zza chmur, o tam. Piękny prawda? – zapytała z nutą zachwytu w głosie- A teraz posłuchaj. Kiedy ktoś z senioratu, staje się opiekunem wizji, jego Dajmon go zostawia. Nikt nie wie, gdzie idzie i co tam robi albo czym się zajmuje – zaczęła z namysłem – to jest bardzo kłopotliwe, nie mieć przy sobie Dajmona, ale o tym wiesz. Wiele z nich nie wraca i ich właściciele umierają, bo zagubiła się jakaś część ich samych. One same, też nie wiedzą co ich czeka, ale mimo to, trwają uparcie w wierze, że się uda i powrócą do domu, niezależnie od tego, co się stanie. I teraz ty – zwróciła swoje nieziemsko niebieskie oczy ku Milesowi – musisz odbyć swoją wędrówkę. Nie wiesz co Cię tam czeka i nie wiesz co się stanie, ale musisz wierzyć. Bo od Ciebie i od tej dziewczyny zależy bardzo wiele. – skończyła i przytulając mała dziewczynkę do piersi znów popatrzyła na księżyc.
- Obstawiam, że wywiozą ją jutro rano. Za ile mam jej zacząć szukać? - zapytał ochrypłym głosem.
- Najlepiej od razu. Masz sześć godzin na przyjazd służb do jej domu. Musisz zacząć jej szukać, już teraz, nawet jeśli do rana będzie w swoim własnym łóżku.- szepnęła z goryczą w głosie. Sześciolatka zsunęła się jej z kolan i położyła się na starej, eleganckiej kanapie. Miejsce dziewczynki zajął Midelton, bardzo zadowolony z tego, że ma teraz staruszkę tylko dla siebie. Chłopak wstał, wytarł ręce i nachylił się do staruszki po czym mocno ją przytulił.
- Niedługo się spotkamy- szepnął – Kocham Cie babciu- powiedział, czując gulę w gardle. Za nim wyszedł poczochrał trochę młodszego chłopaka, powiedział „dobranoc” małej dziewczynce i zupełnie zignorował Tamarę.
Siedział teraz w swoim czarnym i co chwile pocierał twarz przywołując w myślach raz po raz sytuację, która miała miejsce przed chwilą w mieszkaniu jego babci. Rzucił ostatnie tęskne spojrzenie w stronę okna, przy którym wciąż stała babcia.
- Więc, panno Lee, jedziemy cię szukać – powiedział kąśliwie pod nosem, głaszcząc mruczącą Maddie. Miles nacisnął pedał gazu, podkręcił regulator głośnika i z zawrotną prędkością wyjechał z małego osiedla, w stanie Alabama.
Miles wpadł do pomieszczenia trzaskając drzwiami. Zmierzwił włosy ręką, chodząc tam i z powrotem.
- Kochanieńki otwór proszę okno, bo tu strasznie gorąco i duszno – powiedział inny o wiele starszy głos, kiedy jego właścicielka zaczęła się podnosić. Chłopak skinąwszy posłusznie głową podszedł, otworzył okno i ręką zaczął wygarniać opary ze środka pokoju.
Ktoś zdmuchnął świeczki.
Ktoś mlasnął.
A ktoś się zaśmiał.
Po chwili, pomieszczenie zalało ciepłe światło, dochodzące od starej lampy, która stała w rogu. Twarze tajemniczych postaci były teraz dobrze widoczne. Sześcioletnia dziewczynka przytulała do siebie mocno, pluszowego króliczka. Chłopak w wieku około dwunastu lat przeciągnął się wyciągając ręce do góry. Młoda kobieta z kocimi rysami, rzuciła Milesowi zawistne spojrzenie poprawiając włosy. Ten jednak zupełnie ją zignorował. Starsza pani, która zapalała światło usiadła na bujanym fotelu, który stał koło okna i zaczęła uważnie wpatrywać się w jakiś nieznany punkt, po drugiej stronie ulicy. . Mała sześciolatka, wstała i wymachując pluszakiem, chwiejnym krokiem podeszła do fotela i wspięła się na kolana staruszki. Miles potarł czoło i oparł się o ścianę.
- Nie chciała prawda? – szepnęła staruszka, a chłopak w odpowiedzi kiwnął głową. – Powiedziałeś jej to, co ci kazałam?- spytała ponownie i znów w odpowiedzi dostała tylko kiwnięcie. Kocia dziewczyna prychnęła a młodszy chłopak wyprostował się i nadstawił uszu.
-Jak to nie chciała? Żarty sobie stroisz? Mówiłam, trzeba było wysłać mnie…- fuknęła, ale od razu zamilkła kiedy staruszka podniosła palec.
-Tamaro. Nie będę tego przerabiała po raz kolejny. To nie ty, miałaś zostać wysłana. W wizji, było wyraźnie pokazane, kto ma być jej strażnikiem. – zakończyła ostrym tonem.
- A czy w Wielkiej Wizji nie wyraźnie pokazane – powiedziała przedrzeźniając starsza panią- że każde jego potknięcie - w tym momencie kiwnęła głową w stronę Milesa – działa na naszą niekorzyść? Czyli teraz na dobra sprawę wszystko przegraliśmy… - skończyła z wyrzutem. Młodszy chłopak popatrzył na nią z jakimś dziwnym wyrazem twarzy, a dookoła niego przez chwilę zamigotała różnokolorowa mgła. Miles zacisnął pięści i już miał cos powiedzieć, ale przez okno wleciał wielki srebrno złoty ptak i usiadł na oparciu bujanego fotela. Zapadła niezręczna cisza, która była przepełniona, zachwytem, niepokojem i szczęściem.
-Jesteś Midelton- zaśmiała staruszka gładząc delikatnie głowę ptaka – Brakowało mi Cie, stary pryku! Zaczynałam się niepokoić! – i znów się zaśmiała a ptak uszczypnął ją przyjacielsko w ucho- Wrócił, więc Tamara, nie masz się o co martwić. Jestem opiekunem wizji, a Midelton wrócił. To nie może zwiastować nic złego, czyż nie? – zapytała ciut bardziej napiętym głosem w stronę dziewczyny o kocich rysach, nazywanej Tamarą, po czym zwróciła się w stronę Milesa- Kochanieńki. Czeka Cię nie lada wyzwanie, ale wierzę, że mu podołasz. Podejdź tu, no proszę, chodź, chodź – przygarnęła chłopaka do siebie, a ten kucnął przy bujanym fotelu. - Widzisz księżyc? Właśnie wyjrzał zza chmur, o tam. Piękny prawda? – zapytała z nutą zachwytu w głosie- A teraz posłuchaj. Kiedy ktoś z senioratu, staje się opiekunem wizji, jego Dajmon go zostawia. Nikt nie wie, gdzie idzie i co tam robi albo czym się zajmuje – zaczęła z namysłem – to jest bardzo kłopotliwe, nie mieć przy sobie Dajmona, ale o tym wiesz. Wiele z nich nie wraca i ich właściciele umierają, bo zagubiła się jakaś część ich samych. One same, też nie wiedzą co ich czeka, ale mimo to, trwają uparcie w wierze, że się uda i powrócą do domu, niezależnie od tego, co się stanie. I teraz ty – zwróciła swoje nieziemsko niebieskie oczy ku Milesowi – musisz odbyć swoją wędrówkę. Nie wiesz co Cię tam czeka i nie wiesz co się stanie, ale musisz wierzyć. Bo od Ciebie i od tej dziewczyny zależy bardzo wiele. – skończyła i przytulając mała dziewczynkę do piersi znów popatrzyła na księżyc.
- Obstawiam, że wywiozą ją jutro rano. Za ile mam jej zacząć szukać? - zapytał ochrypłym głosem.
- Najlepiej od razu. Masz sześć godzin na przyjazd służb do jej domu. Musisz zacząć jej szukać, już teraz, nawet jeśli do rana będzie w swoim własnym łóżku.- szepnęła z goryczą w głosie. Sześciolatka zsunęła się jej z kolan i położyła się na starej, eleganckiej kanapie. Miejsce dziewczynki zajął Midelton, bardzo zadowolony z tego, że ma teraz staruszkę tylko dla siebie. Chłopak wstał, wytarł ręce i nachylił się do staruszki po czym mocno ją przytulił.
- Niedługo się spotkamy- szepnął – Kocham Cie babciu- powiedział, czując gulę w gardle. Za nim wyszedł poczochrał trochę młodszego chłopaka, powiedział „dobranoc” małej dziewczynce i zupełnie zignorował Tamarę.
Siedział teraz w swoim czarnym i co chwile pocierał twarz przywołując w myślach raz po raz sytuację, która miała miejsce przed chwilą w mieszkaniu jego babci. Rzucił ostatnie tęskne spojrzenie w stronę okna, przy którym wciąż stała babcia.
- Więc, panno Lee, jedziemy cię szukać – powiedział kąśliwie pod nosem, głaszcząc mruczącą Maddie. Miles nacisnął pedał gazu, podkręcił regulator głośnika i z zawrotną prędkością wyjechał z małego osiedla, w stanie Alabama.
Idealne. I nie mylisz się jedno z lepszych, muszę się przyznać, że dopiero teraz mnie wkręciło i nie mogę się doczekać następnej notki. Nowe postacie wydają się ciekawa, nie wiem dlaczego, ale przypadła mi do gustu staruszka. Kojarzy mi się z pewną postacią, ale długo, by tłumaczyć.
OdpowiedzUsuńOby następne były jeszcze bardziej pochłaniające, tajemnicze i zaskakujące jak ta !
Uwielbiam Cię ;*
Nie mogę tego przeżyć, że to już koniec rozdziału. Było tak GENIALNE ! *_*
UsuńNie .. ten rozdział jest lepszy, niż rozdział książki którą czytam xd
Mam nadzieję, że się postarasz i wena i natchnienie natchnie cię za 1... 2. ...3.... ! xd
Czekam na kolejną notkę ! A, jeśli pojawiłaby się staruszka, troszkę więcej tego typu opisy, bo to najbardziej rozbrajają system. Nie no jestem pod wrażeniem !
OMG *.*
Mega, Mega, Mega ! *_*
super. pisz następny.
OdpowiedzUsuńHahah nie no,żartuję, tak piszą tylko ułomy XD Zajebisty rozdział XD Żegnaj Alabamo <3 Imperio Pisz następny Rozdział , Uwielbiam twojego bloga i to, że na szczęście twoja dysleksja się wtedy wyłącza XD Muszę skończyć czytać PJ , bo muszę założyć bloga XD (który to już, szósty?) XD I muszę się poduczyć od najlepszych (tak o ciebie mi chodzi XD) Staruszka jest zaje i wgl nie mogłaś tego lepiej napisać, a jak mogłaś to wow XD Do następnego rozdziału :***
UsuńHejj to znowu jaa :3 mam małą niespodziankę (o 4 nad ranem XD) Wchodź: http://hermiona-riddle-dracolove.blogspot.com/ XDXD
OdpowiedzUsuńNiesamowity *.*
OdpowiedzUsuńJeden z lepszych x3
Strasznie podobała mi się część ze staruszką, Tamarą i resztą xD
Fajnie by było, gdyby znów się pojawili ^.^
Mam nadzieję, że wena ci dopiszę i szybko dodasz następną część ;3
Pozdrawiam, Snookey :*
Zaskoczyłaś. Totalnie.
OdpowiedzUsuńO ile pamiętam nie skomentowałam wcześniejszej notki trochę z braku czasu, bo ledwo wiążę koniec z końce... tak to jest kiedy czyta się książki, dostaje się je potem na urodziny, kolejne na święta, na głowę przypada jeszcze szkoła, własny blog, a na dokładkę koleżanki, które o coś proszą...
Jak ja uwielbiam weekendy... te chwile wytchnienia...
A przechodząc do rozdziału. Pewnie odrobinę się rozpiszę, ale mam nadzieję, że wytrwasz :D
Błędy były minimalne. Od tego zacznę, bo chwałę na koniec zostawię :3
Parę literówek, chyba nic więcej. W końcu każdy je popełnia, a szczególnie ja xd wciąż nie mogę z tego, że napisałam: "chlopacy", zamiast "chłopacy", albo wgl "chłopcy". Haha C:
Podooooobała mi się:
* kuna Maddie (wyślij mi taką, proszę! obiecuję, że się nią dobrze zaopiekuję i nie pozwolę, żeby Ap jej coś zrobiła XD )
* Miles (Oh God. już go kocham <3 )
* wszyscy mówią staruszka, a ja mówię: dziewczynka! tak, to naprawdę fajna postać. mała dziewczynka, która jest wnuczką tej staruszki... i szczerze podejrzewam, że w przyszłości mogłaby ona być strażnikiem (??) tak jak Miles i mogłaby się zbuntować przeciw tamtym i zrobić wielkie BUM! taaaak, mam wybujałą wyobraźnię)
* ekhm... no sama nie wiem, zachowanie Ap trochę mnie zdziwiło... czemu? Ona trochę tak jakby szybko zaufała Milesowi (ale to może dlatego, że jej się podoba!!) i zaciekawił mnie fragment pisany kursywą (o tak! wiem, jak to się nazywa, taki szpan XD)
Dalej... nie mogę się doczekać kolejnej notki i zapraszam do siebie na 5 rozdział :D
www.white-and-black-angels.blogspot.com (w końcu wzięłam się w garść i go napisałam :3 )
P o z d r o w i o n k a od wiernej fanki kuny Maddie, Ells
Weny życzę :)
Hej Em, słucham twoich muzyczek i jako zagorzały Gleeks protestuję xD Masz w 9. Napisane Lucky (...) -Glee version. W Glee to śpiewali Sam Evans i Quinn Fabrey, chyba w 2 sezonie :3 I to na 10000% to nie są oni. Czy to aby nie jest cover coveru Glee? Bo Glee zrobiło cover Lucky Jasona Mraza , a to nie jest też to :D hahah XD (jaki protest w komentarzu XD )
OdpowiedzUsuń