Welcome, welcome, welcome :))
Today is a BIG, BIG, DAY. Prawda? Dziś Wigilia :3
Pomijając zupełnie notkę, chciałam wam wszystkim ( a szczególnie wszystkim ludziom z jakichkolwiek fandomów do, których należę, i z naznaczeniem DLA HEROSÓW ) życzyć wszystkiego dobrego, wspaniałego i tego co najlepsze na święta oraz w nowym roku. Więcej fantastycznych blogów do czytania, weny, więcej książek, Swojego ukochanego Peete/ Percy'ego / Jace'a / Patcha / Ethana/ Erze / Augustusa / Harrego czy Rona i czego sobie tam jeszcze zażyczycie :D
Chciałam, też was przeprosić, ze nie dodałam notki dwa dni z rzędu ale było trochę kiepsko z czasem i weną. Dlatego dziś dodaję notkę ekstra => czyli będzie trochę czytania, ale pojawią się nowe postacie i "ta" jedna o której wszyscy ostatnio pisali, ze przypadła im do gustu (; Today is a BIG, BIG, DAY. Prawda? Dziś Wigilia :3
Pomijając zupełnie notkę, chciałam wam wszystkim ( a szczególnie wszystkim ludziom z jakichkolwiek fandomów do, których należę, i z naznaczeniem DLA HEROSÓW ) życzyć wszystkiego dobrego, wspaniałego i tego co najlepsze na święta oraz w nowym roku. Więcej fantastycznych blogów do czytania, weny, więcej książek, Swojego ukochanego Peete/ Percy'ego / Jace'a / Patcha / Ethana/ Erze / Augustusa / Harrego czy Rona i czego sobie tam jeszcze zażyczycie :D
Jeszcze raz przepraszam!
Jeszcze raz Wesołych świąt!
A teraz zapraszam do czytania i komentowania :))
_____________________________________________________________
Dla Kasi
____________________________________________________________Przekroczyła próg zła i naburmuszona, więc nawet zapach pulpetów domowej roboty, nie poprawił jej nastroju. Rzuciła szybkie słowa powitania w stronę rodziców i brata, którzy znajdowali się w jadalnej części salonu i pognała na drugie piętro. Drzwi zamknęły się za nią z trzaskiem. April rzuciła swoją torbę koło biurka, wzięła największa poduszkę z łóżka i przyciskając ją do piersi usiadła na włochatym dywanie wpatrując się w okno. Szyba zajmowała całą ścianę naprzeciwko drzwi i ukazywała niesamowity obraz Nowego Jorku o każdej porze dnia i nocy.
Dziewczyna znajdowała się na najwyższym piętrze małego bloku , w swoim pokoju, który była dla niej małym królestwem i w sumie mogłaby z niego nie wychodzić.
April z goryczą popatrzyła na otaczającą ja panoramę nocnego miasta i mocniej przycisnęła poduszkę. Czuła w gardle wielką gulę i słone łzy, które ciekły jej po policzkach. Przez dłuższą chwilę zastanawiała się, czy wybuchnąć głośnym płaczem, czy się jednak się powstrzymać. Przygryzała delikatnie dolną wargę, myśląc przez chwilę, a co ją właściwie przed tym powstrzymuje? Ukryła twarz w poduszce a pokój wypełnił donośny szloch.
Po chwili zaczęła nabierać gwałtownie powietrza. Otarła łzy rękawem i łapiąc się ramy łóżka niepewnie wstała.
- Weź się w garść April, na pewno nie jesteś w tak beznadziejnej sytuacji , jak Ci się wydaję- szepnęła do siebie, siląc się na zabawny ale pewny ton, co za bardzo jej nie wyszło, dlatego, ze głośno pociągnęła przy tym nosem. Osunęła się na łóżko, z białą rama od strony ściany, a materac delikatnie ugiął się pod jej ciężarem i sprawił, ż przyjemnie się zapadła. Apy zamknęła oczy i oparła głowę o ścianę, jednocześnie po omacku szukając chusteczek, które powinny stać gdzieś na doczepianej do łóżka nocnej półce. Dziewczyna musnęła palcem tekturę a następnie wyciągnęła z opakowanie jedna z chusteczek i wysmarkała głośno nos. Jeszcze chwilę siedziała w zupełniej ciszy, mając w głowie pustkę. Potem jak gdyby nic się nie stało, poderwała się z łóżka, włączyła światło i rzuciła się ku swoje granatowej torebce. Obróciła ja do góry dnem, tak, ze wszystko z niej wypadło ; telefon, szkicownik, podręczniki ze szkoły, ręcznie robione przez Terliy ciastka, zapakowane w chusteczkę, paczka gum, słuchawki, kilka długopisów, mały flakonik perfum Pumy i cieniki zeszyt w arbuzy. Dziewczyna zgarnęła zeszyt i długopisy do siebie, po czym przeturlała się na dywan i umościła wygodnie. Otworzyła notatnik na ostatniej, nie zapisanej stronie i ściągnęła zatyczkę z długopisu zębami.
Mój drogi pamiętniczku . – zaczęła
Wszystko wali mi się na łeb, na szyję i totalnie nie rozumiem, co się dzieje. A ja w tym momencie, zamiast iść do lekarza, jak normalna osoba z problemami psychicznymi, pisze jakieś głupstwa w notatniku, i myślę, że wszystko się ułoży i znowu będzie zajebiście.
- napisała po czym zaśmiała się gorzko. Co w nią wstąpiło? Od kiedy była jak reszta swoich kochanych przyjaciółeczek i wyżalała się pamiętnikowi?
- Bezsensu- syknęła i skreśliła to, co właśnie zapisała, na tej samej stronie, żeby się Wyżyc, napisała kilka przekleństw, żeby się wyżyć, zamknęła z impetem zeszyt i rzuciła go w kąt. Obróciła się na plecy, po czym przyjęła pozycję, jakby chciała zrobić aniołka na śniegu. Czuła, ze z wielką chęcią popłakała by się jeszcze raz, ale nie umiała. Chwila słabości i zmieszaniu ustąpiła miejąca złości i frustracji z powodu, że nic nie rozumiała. Przejechała ręką po twarzy i pociągnęła się za włosy warcząc z niezadowolenia. Przez kilka kolejnych chwil, turlała się po dywanie, wydając różne „groźne” dźwięki, które człowiek wydaje jak jest zły, z czasem jednak zaczęły one przypominać, wycie wyliniałego psa, krztuszącego się pawiana i popsutą klimatyzację. April wydawała z siebie właśnie coś, co przypominało bardziej zew godowy żab i odgłos pijackiej czkawki, niż gardłowe bulgoczenie, jakim zazwyczaj obdarowywał ją nauczyciel wuefu, kiedy zorientowała się co robi i jak brzmi to, co wydobywa się z jej gardła. Usiadła, zmierzwiła włosy ręką i wybuchła szczerym śmiechem, opierając się o łóżko.
- Boże, co ja robię… - powiedziała po kolejnym napadzie śmiechu, który dorwał ją, kiedy uświadomiła jak dziwne potrafią być jej huśtawki nastrojów, w końcu chwilę temu, jeszcze płakała teraz…
- No właśnie, ja też nie wiem co ty robisz - dobiegł do niej wysoki chłopięcy głosy. Odwróciła się w stronę drzwi. W progu stał niski chłopczyk o krótkich, gęstych brązowych włosach, który wydawał się identyczna kopią April, tylko rodzaju męskiego i o siedem lat młodszą. W drzwiach stał jej siedmioletni, bart; Adam. - Jesteś głupia, wiesz? Przed chwilą jeszcze płakałaś a teraz…
- Czekaj, co? – rzuciła szybko, wstając - stoisz tu od chwili gdy zaczęłam płakać? – rzuciła mu gniewne spojrzenie. „Jak widział, to mam przekichane” - dodała w myślach.
- Nie, jestem tu od chwili, jak udawałaś głodnego albatrosa – powiedział uśmiechając się szeroko, kiedy dziewczyna miała na twarzy zdziwienie tak wielkie, że nie dało się go przeoczyć - Słyszałem jak szlochałaś, bo byłem u siebie w pokoju, patrzyłem czy Wróżka Zębuszka już przyszła.- skończyła i wyszczerzył się tak, aby siostra na pewno zobaczyła, że nie ma dolnej dwójki, po prawej stronie. Dziewczyna podeszłą do niego chwiejnie, kucnęła przy nim i złapała go za głowę, po czym zaczęła okręcać ją na wszystkie strony i jednocześnie delikatnie łaskotając brata w szyję. Chłopczyk zaśmiał się głośno i jeszcze raz wyszczerzył się w uśmiechu.
- Ale wiesz, że Zębuszka, przychodzi tylko w nocy, prawda, parówo? - powiedziała pieszczotliwie, nazywając go „parówą” co miała w zwyczaju od dawna. Adam wzruszył chudymi ramionami.
- Oczywiście, że wiem, ale może mnie chciała odwiedzić wcześniej - powiedział z przekąsem - aha, rodzice wołają Cię na kolację za pięć minut- zakończył, momentalnie zmieniając temat i dziarskim krokiem wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Dziewczyna znowu została sama w pokoju. Wszystkie emocje z niej uszły, czuła się… pusta. Dosłownie, jakby ktoś wyssał z niej wszystko i nie zostawił nic.
- Nom, jedna totalna, chaotyczna, beznadziejna pustka – powiedziała April cmokając z dezaprobatą. Wstała ciężko i ruszyła ku toaletce by zmyć, resztki makijażu z dzisiejszego dnia i to, co rozmyło się chwilę temu podczas krótkotrwałej histerii, by uniknąć nie potrzebnych pytań rodziców. Znim zeszła na kolację, zebrała jeszcze włosy w kok i ubierając czyste skarpetki wyszła z pokoju i poszła w stronę jadalnej części salonu.
Zeskoczyła z kilku ostatnich stopni z głośnym łomotem i przejechała na wypranych skarpetka po panelach, wpadając do salonu. Mama szukała czegoś w wielkiej, nowoczesnej szafie a ubraniami, Adam bawił się klockami lego, przed włączonym telewizorze, w którym aktualnie wyświetlany był program „Szpital” a tata nakładał dużą porcję ubitych ziemniaków na czarny półmisek. Na średnim, ciemnym mahoniowym stole, rozłożony był czysty zielony obrus a cała zastawa stołowa była już ułożona. Pomimo, że po jednej i drugiej stronie stołu, mieściły się dwie osoby, jedno krzesło z prawej, było zawsze zabierane i stawiane na rogu stołu, ponieważ tam, gdzie stać powinno, zawsze leżał służbowy laptop taty i nigdy nie było nigdzie miejsca by go przestawić. W salonie i kuchni roznosił się zapach masła i robionych przez mamę April pulpetów. Dziewczyna wskoczyła na krzesło w momencie kiedy w radiu zaczęła lecieć piosenka Katty Perry „California Girls”. To był jedne z tych starych przebojów, które bardzo lubiła. Pochodził jeszcze z przed czasu, zjednoczenia stanów w kolonie.
Tata postawił koło niej gorący półmisek z jedzeniem i wszyscy usiedli do stołu. Wszyscy jedli w ciszy a piosenki płynące z radia mieszały się z odgłosami telewizora. Dziewczyna zjadała szybko swoją porcję, po czym od niechcenia zapytała się brata czy będzie jadł swoją porcję gotowanej marchewki. Tata rzucił jakiś kąśliwy ale zabawny komentarz na temat jej apetytu i rozmowa znowu się ucięła. Ciszę przerwała mama chrząkając i wszystkie trzy pary oczu zwróciły się ku niej. Kobieta już otwierała usta by coś powiedzieć i nagle wszystko zamigotało. Kolory się odwróciły a świat zaczął tracić kształty. I nagle wszystko znów stało się normalne oprócz…
- O MÓJ BOŻE! - Dziewczyna krzyknęła spadła z krzesła, po czym oszołomiona wzięła je i skierowała je w stronę niedźwiedzia. Wielka bestia, przypominała niedźwiedzia Grizzly, kiedy pominęło się kilka szczegółów jak na przykład długi haczykowaty ogon, kły wielkości jej kości strzałkowej, na których znajdowały się jakby szerokie złotobrązowe pierścienie i soczyście granatowe łuski w okolicach nosa i oczu. Niedźwiedź podniósł leniwie powiekę, spojrzał na nią nonszalancko, i mlaskając zamknął oczy, po czym głośno zachrapał.
- April?! - usłyszała ostry głos matki i przenikliwe spojrzenie ojca na sobie. Dziewczyna nie popatrzyła na nią. Cały czas wpatrywała się w kolec na końcu ogona niedźwiedzia. – April, co ty robisz do jasnej cholery? – krzyknęła, a dziewczyna popatrzyła w jej stronę. Krew odpłynęła jej z twarzy a nogi zastygły z przerażenia.
- Mamo, odsuń się od niego… - wyszeptała drżącym głosem.
- April, co ty mówisz? Od kogo mam się odsunąć? I zostaw to cholerne krzesło i nie celuj nim w ojca!- mama krzyknęła zezłoszczona, ale w jej głosie dało się usłyszeć także nutę przerażenia i troski. Szary wilk ze złotymi plamami na ciele i takich samych oczach, który stał za matką i sięgał jej gdzieś do końca żeber, warknął nie przyjaźnie.
- Mamo, wilk… za tobą, tato, uważaj na tego niedźwie…. – świat znów stracił ostrość. Usłyszała jeszcze głos mamy „znieś ją do łóżka” i wszystko stało się czarne.
***
Zimno. To jedyne co pamiętam. Skuliłam się tak, jak zawsze gdy było mi zimno a ja chciałam jeszcze pospać. Czułam chłód pomimo, że leżałam pod gruba kołdrą. Spięłam każdy mięsień swojego ciała gdy, usłyszałam moje imię dochodzące jakby zza tafli jeziora. W tonie głosu było słychać napięcie ale także troskę, sprawił, że poczułam się bezpieczna. Gdziekolwiek byłam.
- Obudzić ją? - do moich uszu dobiegł, wysoki dziecięcy głosik, pełen podekscytowania.
- Wypadałoby – mruknął drugi, idealnie przeciągając każdą samogłoskę.
- April? – powiedziała ktoś ciepło i delikatnie szturchnął mnie w ramię. Głosy brzmiały już normalnie. – April, słońce, wstań.- powtórzył głos, ale teraz był bardziej napięty.
- Jeszcze pięć minut, mamo, dobrze? Nie wiem czemu budzik nie zadzwonił- powiedziałam ziewając i przykryłam sobie twarz poduszką.
- Wstań. Natychmiast. - warknął drugi w kolejności wypowiadania się głos. Trochę mnie to zdezorientowało, więc postanowiłam wstać dla własnego bezpieczeństwa. Podnosząc się na łokciach, ziewnęłam przeciągle i otworzyłam oczy. Przez chwilę nic nie widziałam bo wzrok miałam zamglony, ale po chwili wszystko nabrało kształtu.
Nie powiem, trochę się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam w swoim pokoju, stół piknikowy z jedzeniem, starą hipiskę, małą dziewczynkę, która wyglądała jak mała laleczka Barbie, kobietę kota i chłopaka, który, pomimo to, że na pewno był młodszy ode mnie, wyglądał, cóż… dość mrocznie. Przetarłam oczy, wierząc w to, że stół, jedzenie i nawet prawdziwe drzewo, które wyrosło na środku mojego pokoju, znikną wraz z tymi dziwnymi ludźmi. Jednak nie poskutkowało.
- Yhym… - jęknęłam i opadłam na poduszkę – błagam, niech mnie ktoś uszczypnie, nie chcę mieć takich paranoicznych snów, moje życie, już mi starcza…- powiedziałam przecierają twarz ręką. Znów zamknęłam oczy i naciągnęłam na siebie kołdrę pod sam nos.
Materac wybił mnie do góry, kiedy ktoś rzucił się na łóżko, po czym mocno uszczypnął mnie w policzek.
- Ała!- krzyknęłam, odrzucając kołdrę na bok i w dość zabawny sposób spadając z łóżka. Odwróciłam się w stronę i obrzuciłam piorunującym spojrzeniem małą dziewczynkę, która siedziała na poduszce i śmiała się w niebogłosy.
- Belly, ona żartowała- powiedziała Kocica biorąc dziewczynkę na ręce. Dziewczynka już miała odpowiedzieć, kiedy stara hipiska podniosła rękę i nagle wszyscy umilkli, łącznie z chłopakiem, który przestał na chwilę jeść hot-doga.
- April, usiądź – powiedziała ciepło i wskazała gestem ręki na wolne miejsce przy stole.
- Skąd pani wie jak mam na imię? - burknęłam nadal siedząc na podłodze w dość pokracznej pozycji.
- Proszę, kochanie usiądź nie mamy wiele czasu. To bardzo ważne. Postaram Ci się wszystko wyjaśnić. – powiedziała, ostrzejszym tonem. W kobiecie było cos, co sprawiało, że człowiek… chciał jej zaufać. Nie miałam co ze sobą zrobić. Owszem, nie wiem co tu się działo, ale a) kobieta powiedziała, że mi wszystko wyjaśni b) mieli jedzenie, a ja byłam strasznie głodna. Wsunęłam się na miejsce obok staruszki. Przede mną siedziała Kocica trzymając małą Belly na kolanach. Kiedy popatrzyłam tęsknie na półmisek pełny hot-dogów, staruszka roześmiała się i nałożyła mi jednego na talerz. Już kocham te kobietę!
- Posłuchaj Apy. Może Ci się wydawać, że w twoim życiu dzieje się coś bardzo dziwnego. Ale to nieprawda. Po prostu ujawnia Ci się, ukrywana dotąd siła medialna. To coś naturalnego, w życiu każdego medium. Martwi mnie tylko wiek ukazania się twoich umiejętność … - powiedziała z namysłem. Otworzyłam szerzej oczy , szczęka mi opadła a jedzenie stanęło w gardle. O czym ta kobieta mówi? Chłopak widząc moją minę roześmiał się gorzko.
- Spoko, ogarniesz, Miles Ci wszystko wytłumaczy – rzucił niby od niechcenia, tonem i głosem takim samym jak miał Miles.
- Miles? Ten chłopak, co? – zaczęłam, ale urwałam, bo do głowy napłynęła mi tysiąc pytań.
- Tsa… ten Miles- żachnął chłopak – na moim bracie można polegać.- powiedział i znów zajął się sowim hot-dogiem. No tak, SA braćmi, to widać.
- Z całym szacunkiem, proszę pani – zwróciłam się w stronę kobiety - ale ja nic, nie rozumiem. – oblałam się rumieńcem.
- Wiem.- powiedziała kobieta, patrząc na mnie troskliwie.- I na razie nie zrozumiesz. Czy jesteś spakowana, skarbie? -
- Spakowana na co? - powiedziałam pełna zdziwienia
- Miles Ci powiedział, musisz się spakować, jutro po Ciebie przyjdą- odezwała się Kocica chrapliwym głosem.
- Kto po mnie przyjedzie?- zapytałam zirytowana.
- Służby federalne, to nie oczywiste? – cmoknęła Belly z dezaprobatą. Była mniej więcej w wieku mojego brata i wyglądała na całkiem wyszczekana, jak na takiego smarkulca.
- Wy. Jesteście. Wszyscy. Zdrowo. Kopnięci. – powiedziałam, marszcząc brwi. Na chwilę nastała cisza, a ja wstałam od stołu i podeszłam do łóżka.
- Skoro, uważasz, że my jesteśmy kopnięci, zobaczymy jak niedługo nazwiesz siebie. – powiedziała staruszka, takim tonem jakby była na haju i mrugnęła do mnie.
- Zobaczymy, jak w takim razie nazwie Milesa – zapytała pointrygowany chłopak, a Kocica wybuchała śmiechem.
- Co w tym takie zabawnego?- zapytałam i tupnęła nogą w podłogę. Staruszka obróciła się w moją stronę.
- Jest z późno, żebyśmy cię stąd zabrali za nim przyjadą. Mogłaś pojechać z Milesem, ale tego nie zrobiłaś, więc los wystawia Cię na ciężko próbę, moje dziecko. Ale może to otworzy Ci Wzrok i wspomoże twoja czakrę. Nie mów im nic na swój temat, na temat tego co widziałaś i widzisz ani nic na temat swojej rodziny. Będziesz wtedy bezpieczna. Zapisuj każde swoje przemyślenie i wszystkie kalatry, jakich doświadczysz. Miles Cię odnajdzie i wszystkiego Cię nauczy. Powodzenia drogocenna April. W tobie nasza nadzieja Wieczne Medium.- powiedziała nakreśliła jakiś znak w powietrzu i nagle wszystko zniknęło. Stół, drzewo, hot-dogi, ludzie. Wszystko. Znów poczuła zimny podmuch wiatru, a ona, jakby mając macki, oplótł ja i wsadziła z powrotem do łóżka, zamykając jej powieki.